Lodołamacz dla mórz południowych

Jacht "Bart Roberts", przerobiony z byłego lodołamacza "Narval"

Przechodząc przez galerię

Tekst: Olga Korotkova

Materiały: - (c) Martin Fine

Journal: N5 (72) 2003

Statek bez historii jest jak łódź bez wioseł. Jest to znane zarówno prawdziwemu armatorowi, jak i prawdziwemu nawigatorowi. Arni Gemino wie dużo o tym i tamtym: jest prezesem firmy obsługującej linie lotnicze i firmy spedycyjne, a także właścicielem wdzięcznego jachtu Bart Roberts, przebudowanego z byłego lodołamacza Narval. Dawno, dawno temu, w dzieciństwie, Arnie Gemino (Arnie Gemino), teraz prezes Tradepower International, jak wszyscy chłopcy, marzyli o podróży na wyspę skarbów, o bohaterskim kraju Piotra Pana, o pirackich przygodach, o ekscytujących przygodach, kiedy nie zawracają sobie głowy ograniczenia rodzicielskie. Dwa lata temu, kiedy był już szanowanym dżentelmenem, Arnie ostatecznie zdecydował: kupił lodołamacz z wysypem dwóch tysięcy ton, należącym do kanadyjskiej straży przybrzeżnej, by wydostać z niego jacht. Po 60 tygodniach pierwszy zdobywca lodu całkowicie się zmienił: teraz zaczął przypominać nie tylko okręt wojenny z kamuflażową farbą wojenną, ale prawdziwy piracki "rekin" - baśniowy statek podróżnika. Nowy właściciel nazwał swojego Bartra Robertsa - na cześć Bartłomiej Robertsa, jednego z tych, którzy zwykli nazywać się panami fortuny. Pomysł, jak mówi właściciel "Roberts", był prosty. "Przez dwadzieścia lat, które zajmowałem się jachtami, widziałem mnóstwo błyszczących wnętrz - i chciałem wszystko zupełnie inaczej" - wspomina obecny właściciel. Pan Gemino Chciał jak najdalej od stereotypów przyjmowanych na typowym jachcie milionera. Konieczne jest zrozumienie, co Gemino rozumie przez prostotę, ten pomysł nie wydawałby się prosty dla nikogo innego. Czyste szaleństwo polegało na podjęciu projektu, który trwał prawie dwa lata i kosztował fortunę. Zaczęło się od tego, że konieczne było znalezienie stoczni nadającej się do "ponownego przeszkolenia" lodołamacza. Romantyczny niż Nowy Orlean, nie możesz myśleć: to na niego wybrał Gemino. Ale kierownik projektu, architekt statku Lennard Edstrom (Lennard Edstro..m), nalegał na port Victoria w Kolumbii Brytyjskiej. Praca ta zajęłaby znacznie więcej czasu, gdyby w 1986 r. Rząd kanadyjski nie zainwestował sporej sumy pieniędzy w całkowite ponowne wyposażenie lodołamacza Narwhal (jak wcześniej nazywano statek). Statek nie tylko całkowicie zastąpił instalację elektryczną, sprzęt elektroniczny, instrumenty meteorologiczne itp., Ale także zainstalował silniki Diesla z najnowocześniejszym okrętownictwem podobnej klasy statków. Gemino określa swój jacht jako "romans z kamienia i cegły": podłoga w kabinie jest wybrukowana jak brukowana nawierzchnia, kominek jest otoczony imponującymi głazami i przypomina palenisko w drapieżnej jaskini. Prawdziwe kule armatnie, potężny, prawidłowy "slajd" wbito w cement, przeszły do ​​dekoracji portalu. Nad paleniskiem jest portret samego pirata Roberta. Pośrodku kamiennej "nawierzchni" w drewnianej podłodze wyłożonej kabiną; Kontuar barowy i elegancki kącik z fortepianem logicznie budują figuratywny rząd związany z obszarem dla gości. Na pokładzie jachtu "Roberts" goście bezwiednie czują się zaangażowani w świat romantyków, złoczyńców, którzy niegdyś zasypywali morze, podnosząc czarne flagi. Każda kabina (dziesięć na jachcie) pochodzi od słynnej biografii drapieżnego człowieka. Projektantka Karen Bamford zrobiła wszystko, aby gość w takiej kabinie poczuł się jak baron lub baronowa: ostentacyjny luksus dominuje wszędzie - w ramach gry, którą daje piracki "pomysł" statku. Pomysł ten nie wyklucza jednak możliwości przyjęcia dnia dzisiejszego: na pokładzie znajduje się basen, katamaran dla 20 pasażerów, na rufie jest lądowisko dla helikopterów, do dyspozycji jest potężny teleskop. Stała załoga obsługująca statek składa się z 18 osób. Sześciu członków załogi to doświadczeni oficerowie marynarki wojennej. Mówi się, że kiedy w lutym 1722 r. Został stracony Bartłomiej Roberts, zespół spełnił ostatnie życzenie swojego kapitana. Ciało dzielnego rabusia wyrzucono za burtę, a po nim jego osobiste klejnoty, brylanty o fantastycznym pięknie i rozmiarze, przeszły na dno morza. W każdym razie diamentowy krzyż, zgodnie z legendą należącą do Roberta, jest teraz ozdobiony w salonie statku, który nosi imię "Roberts" ...

LEAVE ANSWER